Przez wiele lat, od 1991 r., pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie prosperowało targowisko. Najpierw miało ono formę "trawnikową" (handel obwoźny), później pojawiły się tzw. szczęki (stragan-sejf pancerny), tworząc morze blaszanych bud. Przybysze ze Wschodu handlowali wszystkim, na ceratach i gazetach rozkładali mydło i powidło. W nocy drzemali w Ładach i innych Wołgach, albo w ogóle zjeżdżali na Plac Defilad przełamanymi autokarami, w których koczowali, szyby zaklejając gazetami."Warszawa" chętnie jeździła pod Pałac i wracała z pod niego obładowana torbami. Dziewczyny, koleżankom szkolnym, mówiły później nieraz: "A wiesz, to na Chmielnej kupiłam, w butiku". Taa, french chic:) Ja sam kupowałem tam wojskowe kapelusze i tzw. "żółciaki", bo Caterpillar był jeszcze wtedy niezbyt dostępny.A to targowisko i całą miejscówkę nazywaliśmy "pod patykiem", bo ten Pałac tak sterczał jak... I nawijka była konkretna: "pod patykiem ustawka o 7" (to był dobry punkt spotkań), albo "pod patyk obuw jadę nabyć".Moro
__
fot. Pan Kędzierski, październik 2014, PKiN
Kotek fajny:)
OdpowiedzUsuńKotek upolowany;) Pytanie, kto go "począł" i po co...
OdpowiedzUsuń